pomocnika, czy sekretarza — czy jak tam się nazywał ten wstrętny łotr — zostawiłem gdzie padł, aby puchł i gnił w słońcu. Jego zwierzchnik strzelił mu prosto w serce. Potem ten Jones poszedł zapewne na pomost aby zobaczyć co się dzieje z łodzią i z tym kudłatym sługą. Prawdopodobnie musiał wpaść do wody przypadkiem — a może i nie przypadkiem. Łódź i człowiek jego przepadli; przekonał się że został sam, że sprawki jego wykryte, że dostał się w potrzask. Któż to wie? Woda jest w tem miejscu bardzo przejrzysta; widziałem go zwiniętego w kłębek na dnie między dwoma palami. Wyglądał jak kupa kości w niebieskim jedwabnym worku, z którego sterczały tylko nogi i głowa. Wang ucieszył się bardzo, kiedyśmy go znaleźli. Oświadczył że teraz niebezpieczeństwo już minęło i wybrał się zaraz na drugą stronę wzgórza, aby sprowadzić z powrotem do chaty swoją kobietę z plemienia Alfuro.
Davidson wyjął chustkę i obtarł pot z czoła.
— Wtedy poszedłem sobie, ekscelencjo. Nic już tam nie miałem do roboty.
— Oczywiście — przyznał dygnitarz.
Davidson zamyślił się i przez chwilę zdawał się jeszcze coś rozważać, wreszcie szepnął ze spokojnym smutkiem:
— Nic a nic!