nych i pobielonych wapnem, które służyły za mieszkania dla górników i ich rodzin.
Nadto powiedziano jej, że do pracy w kopalni używano również wyrostków, i że zarobek ich był dość znaczny. Anna postanowiła skorzystać z tego.
Pewnego dnia, na chwilę przed powrotem robotników, idąc ulicą, utworzoną przez dwa szeregi domków, zatrzymała się przed jednym z nich.
W tejże chwili z drugiej strony pokazał się chłopaczek ośmioletni, idący powoli, jakby znużony zbytnim poprzednim wysiłkiem.
Stojąca na ganku domu kobieta, ujrzawszy go, mruknęła coś i weszła do wnętrza mieszkania, chłopaczek zaś przyśpieszył kroku, lecz kiedy już dobiegał do ogrodzenia, potknął się i upadł.
Anna podbiegła z pomocą i krzyknęła z przestrachem, zobaczywszy krew, która sączyła się po twarzyczce chłopca.
Zaczęła go uspakajać, ocierać...
Matka, spostrzegłszy to, rozgniewała się na chłopca za nieuwagę, a Annę zaprosiła do wnętrza mieszkania, oświadczając, że ją uczęstuje za grzeczność i dobroć serca, jaką okazała jej synowi.
Strona:Jules Verne-Anioł kopalni węgla.djvu/014
Ta strona została uwierzytelniona.