Krzyki, śpiewy dziwaczne rozlegały się pod sklepieniami, wstrząsanemi niekiedy hukiem, podobnym do wystrzałów armatnich.
Były to wybuchy prochu, używanego do rozsadzania skał.
Przy czerwonych błyskach latarni, umieszczonych w pewnych odstępach, Anna rozpoznała nakoniec, że ta gromada żyjąca, która ją otaczała, składała się ze zgiętych we dwoje kobiet, mężczyzn i dzieci, z worami węgli na plecach, oraz koni i mułów, zaprzężonych do ciężkich wózków.
Oszołomiona, nie mogąc pojąć, co się wkoło niej dzieje, ujrzała nagle przysuwającego się ku niej Tomasza, męża Łucyi, który trzymając coś w rodzaju kosza płaskiego, rzekł:
— Weź to, moje dziecko, włóż na ramiona i chodź za mną. Zaprowadzę cię do miejsca dla ciebie do pracy przeznaczonego.
Rzekłszy to, zapuścił się w galeryę, zrazu na tyle wysoką, że mógł postępować razem z Anną, ale wkrótce przejście to zaczęło się stawać coraz niższem i ciaśniejszem, wreszcie Tom zatrzymał się, mówiąc:
— Dalej, moje dziecko, nie mogę ci towarzy-
Strona:Jules Verne-Anioł kopalni węgla.djvu/026
Ta strona została uwierzytelniona.