Strona:Jules Verne-Anioł kopalni węgla.djvu/050

Ta strona została uwierzytelniona.

zem z gromadką dzieci, i wyjmując książkę, którą przyniosła z sobą, rzekła:
— Chodźcie, dzieci, do mnie, pokażę wam kardzo ładne obrazki!
Dziatwa otoczyła ją wokoło, spojrzała na ryciny i ciekawie zapytała:
— Cóż one znaczą? Powied-że nam, Anno?
Były to krótkie opowiadania z Pisma Świętego, opisujące stworzenie świata. Przy każdym z nich dołączona była rycina, która, objaśniona, przechodziła potem z ręki do ręki, z wielkim oglądana zajęciem.
Na tej pogadance tak Annie jak i dzieciom godziny odpoczynku zbiegły, szybko, i gdy odezwał się dzwon, wszyscy ze smutkiem spojrzeli po sobie, żałując, że przyjemność, jakiej doświadczyli, tak prędko minęła.
Na drugi dzień dzieci same upomniały się o czytanie tych pięknych historyjek, a nawet przyłączyło się do nich kilku starszych. Z każdym dniem zwiększające się to grono połączyło wreszcie znaczną część robotników w jedną gromadkę pilnych słuchaczy.
Anna nie posiadała się z radości. Czasem opo-