Strona:Jules Verne-Anioł kopalni węgla.djvu/059

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co to jest? co się tu stało? — zawołała z największem przerażeniem.
— Mała awanturka! — odrzekł spokojnie jeden z obecnych górników. — Wykryliśmy złodzieja i ukarzemy go stosownie do obyczaju górniczego.
— Złodzieja? i któż nim jest?
— A pan Franciszek, nowoupieczony apostoł, co wszystko w kopalni chce przewrócić do góry nogami!
— Franciszek?.. to nie podobna! Cóż to on zrobił takiego?
— Ni mniej, ni więcej, tylko poprostu temu oto panu, który zwiedzał kopalnię, ukradł zegarek.
— On? ukradł? Ależ to jest potwarz najszkaradniejsza!
— Nie broń go, Anno! — odezwał się poważnie drugi górnik — bo dowód mamy w ręku. Patrz, oto zegarek, który dziś spostrzegliśmy przy nim. Rozsądź sama, czy prosty robotnik, jak on, może podobnie kosztowną rzecz posiadać?
Zegarek, okazywany przez górnika, był rzeczywiście niepospolitej wartości. Anna osłupiała, nie wiedząc sama, co o tem myśleć. Była głęboko przekonaną, iż Franciszek nie mógł się dopuścić tak szkaradnego po-