Strona:Jules Verne-Anioł kopalni węgla.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.
SCENA III.
Adolf, później Zosia.
ADOLF (sam)

Jakież te dzieci nieznośne; jak to dobrze, że już z tych lat wyszedłem. Chciały, abym się bawił z niemi!.. Czyż mundur nic nie znaczy? Czy nie dodaje powagi i nie czyni o parę lat starszym? Co prawda, serce rwie się do zabawy (patrzy w okno). Jak one też na podwórzu bawią się wesoło! Żal mi trochę! Eh! co tam! położę się spać! (kładzie się na sofę).

ZOSIA (wpada zadyszana)

Adolfku, Adolfku! — Śpi? — (nachyla się) Obudzić go, czy nie? Żeby też zasnąć, kiedy my tak doskonale się bawimy! Nie — nie obudzę go, możeby się mama gniewała, że mu nie dam wypocząć po podróży (wybiega).

ADOLF

O mały włos się nie rozśmiałem. Tom ją zwiódł