Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/113

Ta strona została przepisana.

W tejże chwili ku rozmawiającym zbliżyła się pani Weldon, na widok której nieznajomy z ugrzecznieniem zdjął kapelusz, składając przybyłej ukłon głęboki.
— Statek nasz rozbił się o nadbrzeżne skały i byliśmy zmuszeni poniewoli do wylądowania na tym pustynnym brzegu.
Na twarzy nieznajomego wyraźnie przebiły się uczucia bólu i współczucia, zaś jego wzrok pobiegł w dal, ku morskiemu pobrzeżu, jakby pragnął zobaczyć ślady katastrofy, o której przed chwilą się dowiedział.
Młoda kobieta domyśliła się znaczenia wzroku tego i odpowiedziała nań ze smutnym uśmiechem:
— Niestety, po naszym statku nie pozostało już śladu nawet. Dzisiejszej nocy fale przypływu rozniosły jego resztki. Wybrzeża tej krainy okazały się bardzo niegościnnymi dla nas.
— Nazwę której próżno staramy się odgadnąć — wtrącił zręcznie do rozmowy zapytanie to Dick Sand.
Nieznajomy ze zdziwieniem spojrzał na młodzieńca.
— Jesteście państwo na wybrzeżach Ameryki Południowej. Jakim sposobem mogliście nie wiedzieć o tem?