— I pan, panie Harrison, sam odbywasz tę podróż? — zainteresowała się pani Weldon — myślę, że nie jest to nazbyt bezpieczne, z tej choćby przyczyny, że pojedyńczy człowiek łatwo przecież zabłądzić może?
O, ja nie po raz pierwszy znajdować się będę w tym lesie. Oprócz zaś tego, o jakieś 200 mil (angielskich) ztąd, w kierunku północnym, znajduje się ferma, San Felice, do mego brata należąca, do którego się udaję właśnie w sprawach familijnych. Jeżelibyście państwo zechcieli przyjąć mnie do swego towarzystwa, — o ile trwacie, oczywiście, w zamiarze udania się do Limy — to moglibyśmy tę część drogi odbyć razem. Ręczę przytem, iż bylibyście przyjęci przez brata mego jaknajgościnniej w świecie; ponadto moglibyście uzyskać tam pomoc, któraby wam pozwoliła na odbywanie dalszej podróży w warunkach wygodniejszych i gwarantujących wszelkie bezpieczeństwo.
Tak bardzo uprzejme zaproszenie chwyciło za serce panią Weldon, która pospieszyła z serdecznemi podziękowaniami.
Amerykanin podziękowania te przyjął w uprzejmem milczeniu, a chcąc zmienić temat rozmowy najwidoczniej, obojętnie zapytał:
Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/117
Ta strona została przepisana.