Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/126

Ta strona została przepisana.

śliwskie. Za tą przednią strażą dopiero jechała konno panni Weldon z synkiem, mając przy swym boku: z jednej strony starego Toma, zaś z drugej wierną Noon. Pochód zamykali: Akteon, z dubeltówką w każdej chwili do strzału gotową, i Herkules, z olbrzymią maczugą w dłoniach i rewolwerem za pasem.
Wierny Dingo biegał luzem, to samo i kuzyn Benedykt, którego nie było sposobu zmusić, aby trzymał się porządku. Z pudełkiem na ramieniu, siatką w ręku i z pokaźnej wielkości lupą, na szyi zawieszoną, uganiał się bez wytchnienia za owadami, których obecnie miał aż nadto dosyć.
Podróż byla męcząca, w lesie bowiem nawet śladu nie było drogi, najmniejszej choćby nie było ścieżki. W dodatku w lesie było nad wszelki wyraz duszno. Nie prażyły wprawdzie promienie słońca bezpośrednio, lecz z wilgotnego gruntu podnosiły się opary, tak iż wędrowcy nasi byli jak w łazience Mr. Harris wszelako starał się tłumaczyć, że na otwartych przestrzeniach podróżowanie byłoby jeszcze bardziej przykre, z przyczyny większego upału.
Zdumiewać mogła bogata flora okolicy, przez którą kroczyła karawana. Wielka szkoda, iż kuzyn Benedykt nie był botanikiem,