Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/128

Ta strona została przepisana.

Ameryka przecież?... Wiedząc o tym, Dick oddawna obiecywał Jankowi, że drzewa te mu pokaże. Chłopczyna teraz bezustannie dopominał się o nie; wyobrażał sobie bowiem, że wszystkie gumowe zabawki dziecinne, jak lalki, piłki i t.p., wiszą jak owoce na drzewach takich!
— Gdzież są te kauczukowe drzewa, Dicku? — pytał bezustannie.
— Cierpliwości, dziecino, — uspakajał chłopczyka Harris — będziesz miał całe sady tych drzew w San Felice i dostaniesz tam nawet prześliczną, jasno pąsową piłkę, ot takiej wielkości! Tymczasem zaś skosztuj tego oto jabłuszka.
Mówiąc to, Harris zerwał z najbliższego drzewa owoc nadzwyczaj soczysty, z wyglądu podobny do brzoskwini, i podał go Jankowi.
— Czy aby nie zaszkodzi mu owoc ten najzupełniej mi nieznany? — z niepokojem zapytała pani Weldon — mój mąż zawsze ostrzegał mnie, bym nie próbowała owoców, których nie znam.
W miejsce odpowiedzi, Harris zerwał jeszcze kilka brzoskwiń i zajadać je zaczął z ogromnym smakiem.
— Są to owoce mangowego drzewa — powiedział następnie.