Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/180

Ta strona została przepisana.

nienie jakiejś instytucji społecznej, czy humanitarnej.
Gdy Harris skończył, Negoro bez słowa odpowiedzi pogrążył się w głębokiem zamyśleniu.
Z uwagą przyglądać mu się zaczął wtedy amerykanin. Harris wiedział już teraz, co sądzić o swym przyjacielu. Dawny agent handlarza niewolnikami, zbieg z galer, — nie przestał być tem, czem był zawsze, t.j. łotrem, gotowym na wszystko. Nie mógł się domyśleć wszelako zamiarów jakie miał on względem nieszczęsnych rozbitków „Pilgrima“, zagubionych w obecnej chwili w afrykańskich puszczach dziewiczych?
Zapytał go przeto wprost o to.
— Nie powiedziałeś mi jeszcze, Negoro, co zamierzasz uczynić z tylmi rozbitkami?
— Jednych sprzedam, jako niewolników, zaś pozostałych...
Negoro nie dokończył zdania, lecz dziki wyraz jego oczu jaknajlepiej zastępował słowa.
— Których przeznaczyłeś na sprzedaż?
— Negrów, oczywiście. Stary Tom, niestety, nie jest wart zbyt wiele, za czterech pozostałych wszelako zapłacą mi doskonale. Za Herkulesa zwłaszcza, za którego mam nadzieję dostać w Kassonde piękną paczkę dolarów.