Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/182

Ta strona została przepisana.

jemy, rozłożyła się karawana niewolników, dowodzona przez mego przyjaciela, araba Ben Hamisa, która oczekuje na mój powrót jedynie, ażeby w dalszą udać się drogę, celem której jest Kassonde. Ma on do rozporządzenia aż nadto dużą ilość ludzi, by ująć Dicka i resztę gromadki. Cała trudność na tem polega jedynie, ażeby ów mój „młody przyjaciel“ zwrócił swe kroki w stronę rzeki Coanza. Jeżeli to się stanie, ręczę za pomyślny skutek.
— Czy jednak ta myśl właśnie przyjdzie mu do głowy? — zaniepokoił się Negoro.
— Wszystko zdaje się wskazywać, iż postąpi on tak właśnie, to jest — z życzeniami naszemi zgodnie. Ta, a nie inna myśl, przyjść mu musi do głowy, zaś to moje przekonanie opieram na tem, iż uważam Dicka Sanda za młodzieńca rozumnego. Jako taki zaś, nie może on powziąć zamiaru powrotu na brzeg morski drogą przez las, jak to ja uczyniłem, ponieważ nie pozwoliłaby mu na to obawa zbłądzenia. Postara się on więc niewątpliwie o dojście do którejś z rzek nadbrzeżnych, ażeby nią odbyć podróż na tratwie. Ten jeden pozostaje mu sposób i jestem pewien, że go się on chwyci.
— Możliwe... przyznał portugalczyk.