Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/197

Ta strona została przepisana.

ry rzędy i zajmujących przestrzeń dosyć znaczną. Dookoła nich nie było widać wszelako ani jednej żywej istoty. Nawet na najdalszych krańcach obozowiska nie było widać jednego choćby wartownika. Czy się schronili oni przed burzą, czy też obóz nie był już zamieszkały? W pierwszym wypadku, — uciekać należało jak najszybciej, wszystkie okropności przyrody bowiem, były mniej mimo wszystko straszne, aniżeli zetknięcie się z niektórymi szczepami krajowców, pomiędzy którymi i ludożerców nie brakowało przecież? W wypadku drugim wszelako, t.j. wtedy, jeżeliby się okazało, że namioty zostały, wszystko jedno z jakich przyczyn, opuszczone, należało skorzystać z tego, oczywiście.
— Ja sam się udam na wywiady — powiedział Dick — ty zaś tutaj, Tomie, obejmij nad wszystkimi przewodnictwo.
— Możebyś pozwolił, kapitanie, by choć Herkules ci towarzyszył? — odezwał się nieśmiałym głosem Tom.
— Nie, mój zacny przyjacielu. Pójdę sam. I wierzaj mi, że to jest najbezpieczniejsze. Jedna osoba bowiem przemknąć się może najłatwiej niepostrzeżenie.
Mała gromadka wędrowców naszych zatrzymała się natychmiast, zgodnie z orzakzem