Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/203

Ta strona została przepisana.

szczonej, że termity opuściły mrowisko przed kilkoma, kilkunastoma conajwyżej godzinami.
— Jaki pan z tego wyprowadza wniosek? — zapytał Dick.
— Taki, iż jakiś nakaz wyższy, albo inaczej mówiąc: instynkt, zmusił te zmyślne stworzenia do opuszczenia swych siedzib. Nie mogło się to stać bez uzasadnionej przyczyny i jestem pewien, że przeczuły one powódź i, by jej uniknąć, schroniły się zapewne na konary drzew pobliskich.
Na tem rozmowa się urwała. Wszyscy, wyczerpani i pomęczeni ponad zwykłą miarę, ułożyli się na piętrach, jak można najdogodniej i pozasypiali wkrótce.
Jeden Dick nie spał, lecz w głębokiej zatonął zadumie. Jakim sposobem, cudem jakim, ocalić zdoła gromadkę, która jego rozumowi ufała? Miał dotrzeć do rzeki. Lecz czy ją znajdzie? — w obecnej chwili zwłaszcza, gdy całe przestrzenie w jeziora się zamieniły prawdopodobnie?
— Jakie szczęście — powiedział półgłosem do siebie młody chłopiec, — że tylko mnie jednemu i drugiemu Tomowi jest znana cała groza położenia, że nikt nie wie, nie domyśla się nawet, iż jesteśmy nie w Boliwji, lecz w samem sercu Afryki, w dzikiej Angoli!