Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/223

Ta strona została przepisana.

niejednokrotnie zbliżał się na koniu do naszego bohatera, ażeby rzucić okiem na jego zachowywanie się.
Okolica po przez którą karawana postępowała, była nieomal wszędzie porosła lasem, dość rzadkim, na szczęście, tak iż przejścia wszędzie były łatwe. Miejscami znów cała karawana ginęła wprost w bambusowych krzewach.
Dzień w dzień karawana wyruszała w drogę z pierwszymi promieniami wschodzącego słońca i szła bez wytchnienia aż do pierwszego postoju, który miał miejsce stale w czasie południowej godziny; wtedy wszyscy niewolnicy dostawali po parę garści maniokowej mąki, którą spożywać musieli na surowo, popijając wodą. Jeżeli przechodzili przez uprawne pola, co się zdarzało zresztą bardzo rzadko, to do tej skromnej porcji żołnierze dodawali każdemu po parę surowych kartofli, które tam noszą miano patatów. — Aczkolwiek pożywienie to było bardzo nie wystarczające, głodowe, nie wszyscy okazywali się zdolni do spożywania; kobiety zwłaszcza, które formalnie padały ze znużenia, w minutę po zatrzymaniu się na postoju, zapadały w sen głęboki, albo gorzej, leżały, apatycznie z otwartemi oczyma, na głód już nieczułe.