Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/242

Ta strona została przepisana.

Na widok czterech murzynów, rosłych i doskonale się prezentujących, twarz Alveza zajaśniała radością. Od jednego rzutu oka ocenił wysoką wartość tej zdobyczy, na jednego tylko Toma spojrzał pogardliwie, ponieważ jego wiek nie obiecywał, by zań wysoką uzyskać było można cenę.
Alvez w paru ironicznych wyrazach, w angielskim wypowiedzianym języku, pozdrowił przybyłych, winszując im, że szczęśliwie odbyli podróż.
Tom zrozumiał słowa powitania tego i natychmiast na nie odpowiedział, na siebie na swych towarzyszów wskazując:
— My jesteśmy ludzie wolni, obywatele Stanów Zjednoczonych!.
Alvez, rzecz oczywista, pojął znaczenie tej deklaracji, udał wszelako że jej nie rozumie.
— Tak, tak!... Amerykanie! Witajcie, witajcie!
— Witajcie, amerykanie, — powtórzył słowa swego patrona Coimbra, który następnie podszedł do Austyna i oglądać go zaczął jak kupiec, badający wady i zaloty konia na targowisku. Dotknął jego ramion i piersi, nakoniec chciał mu otworzyć usta, lecz w tejże chwili Austyn wymierzył mu tak potężny cios w twarz, jakiego naczelnik miasta Bihe nie otrzymał nigdy zapewne jeszcze w życiu.