Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/244

Ta strona została przepisana.

— Yankes, yankes.... mały yankes — powtarzał bezmyślnie z pozoru Alvez, udając, że nie rozumie zapytania.
Dick Sand raz jeszcze przeto powtórzył zapytanie swe, zwracając się z niem również i do Coimbry, twarz którego, aczkolwiek słońcem spalona i zniszczona napitkami, zdawała mu się być twarzą europejczyka, lecz ten zajęty ciągle jeszcze wygrażaniem pięścią Austynowi, nie słyszał nawet zapytania.
Co zaś do Alveza, to ten, jakby chcąc pokazać, że lekceważy sobie najzupełniej zapytanie, zawiązał rozmowę z Ben Hamisem, dotyczącą gromadki przyjaciół naszych najwidoczniej. O ile Dick zdołał wyrozumieć, zamierzano rozłączyć ich. Jeżeli tak, nie mieliby już nigdy możności porozmawiania ze sobą.
Wobec tego Dick Sand, na nic już zważając, szybko podszedł do starego Toma i jego towarzyszy, ze słowami:
— Przyjaciele moi, Herkules, za pośrednictwem Dinga przysłał mi krótki list, w którym zawiadomił mnie, że szedł bez przerwy za karawaną. Harris i Negoro uprowadzili panią Weldon, wraz z małym Jankiem i kuzynem Benedyktem. Dokąd?... nie wiem. W Kassande, o ile mi się zdaje, niema ich. Nie upadajcie na duchu i bądźcie