— Mylisz się raz jeszcze. Znam człowieka, który mi zapłaci za ciebie sumę, jakiej tylko zażądam.
W oczach pani Weldon było przerażenie, nie mogła się zdobyć na jedno choćby słowo odpowiedzi.
— Czyś mnie pani zrozumiała? — ze złością, głos podnosząc, zapytał portugalczyk.
— Zrozumiałam. Tutaj wszystko jest możliwe. I komuż to chcesz mnie pan sprzedać?
— Jakubowi Weldon.
— Memu mężowi? — zawołała nieszczęsna kobieta, nie wierząc swym uszom.
— Tak jest, twemu mężowi. I musi mi za was oboje zapłacić drogo, zato kuzyna Benedykta oddam mu za darmo.
— Pani Weldon zamyśliła się. Starała się przeniknąć, jaka w słowach tych czaić się może zasadzka? Doszła do przekonania jednak, iż w tym wypadku przynajmniej ten człowiek mówił prawdę. Przecież dla niego jedynie pieniądz miał wartość, a te, w tym wypadku, miał możność otrzymać. Można więc było mu wierzyć.
— I jakżeż pan zamierzasz tę sprawę załatwić?
Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/270
Ta strona została przepisana.