Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/276

Ta strona została przepisana.

— Czyżby on istotnie myślał o zabraniu mi mej dzieciny? — zapytywała siebie z przestrachem.
W tej chwili mały Janek wszedł do pokoju i nieszczęśliwa matka odruchowo pochwyciła go w objęcia, tuląc do piersi, jakby portugalczyk był tuż i za moment chciał jej odebrać chłopczynę.
Janek zauważył natychmiast niepokój matki.
— Masz zmartwienie, mateńko? — zapytał:
— Nie, Janku ukochany, bynajmniej. Myślałam jedynie o twym tatusiu. Czy bardzo pragnąłbyś go zobaczyć?
— O, bardzo, bardzo, mamusiu! A może tatuś tu do nas przyjedzie?
— O nie, Janku. Tatuś nie powinien tu przyjeżdżać.
— W takim razie my pojedziemy do tatusia?
— O, Janku! Pragnęłabym tego bardzo.
— I pojechalibyśmy ze wszystkimi mymi przyjaciółmi: Dickiem, Herkulesem i starym Tomem?
— Ale tak — odpowiedziała biedna matka, pochylając głowę, ażeby ukryć łzy, po twarzy spływające.