Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/304

Ta strona została przepisana.

bycz, jakby pies zająca, i wraz z nią skrył się w gęstwinie.
Dick jeszcze parę minut pozostał nieruchomy i dopiero potem wrócił do łodzi; nikomu przytem jednym słowem nie wspomniał o niebezpieczeństwie, jakie mu groziło.
Drugi już tydzień podróży dobiegał końca, gdy rzeka płynąć zaczęta pomiędzy brzegami bezwzględnie już pustynnymi, pozbawionymi odrobiny roślinności choćby, jałowy grunt nie przypominał niczem urodzajnych ziem górnego biegu rzeki.
Tymczasem końca podróży bynajmniej nie było widać jeszcze. O żywność w tych warunkach było bardzo trudno, rzecz prosta. Dawne zapasy wędzonego mięsiwa oraz owoców były na ukończeniu; nawet połów ryb stawał się coraz trudniejszy, o polowaniu nie było co i myśleć, gdyż na nagim zupełnie stepie, absolutnie nie było żadnego stworzenia.
Widząc tę troskę kapitana o żywność, Herkules wskazał Dickowi paprocie i papyrusy, które dość obficie rosły nad samym brzegiem rzeki, mówiąc, iż są one zdolne w pewnej mierze zastąpić pożywienie. I istotnie tak było: słodkawy ich mlecz smakował bardzo Jankowi zwłaszcza.
Nie była to jednak strawa nazbyt pożywna. Dzięki kuzynowi Benedyktowi zna-