Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/32

Ta strona została przepisana.

— Tak jest — odpowiedział najstarszy z gromadki ocalonych, wysoki, silny mężczyzna lat około 60-u, z sympatyczną twarzą, w której przejawiały się rozum i silna wola — stało się to nocą, gdyśmy spali w swej kajucie, musiało się to stać nagle bardzo, bo gdyśmy się nakoniec przebudzili i wyszli na pokład, ujrzeliśmy jedynie dwie „Waldecka“ łodzie, ginące już w mgle oddania. — Myśmy jedni na statku pozostali — zapomnieni. Winny katastrofy statek — uciekł najwidoczniej.
— Zkąd i dokąd płynął „Waldeck“?
— Z Melburne, w Australji, do portów Południowej Amoryki.
— A więc wy nie jesteście niewolnikami? — zapytał szybko orjentujący się Dick, wyciągając do starca rękę.
— Dzięki Niebiosom jesteśmy wolnymi obywatelami Stanów Zjednoczonych Północnej Ameryki — z poczuciem godności odpowiedział stary Tom, za siebie i za swych przyjaciół. — Pamiętam ja okropności niewoli, ponieważ mnie wywieźli z Afryki, gdy byłem bardzo małym chłopcem, dzieckiem prawie i sprzedali do plantacji znajdujących się w Południowej Ameryce. Szczęśliwy traf sprawił, iż ztamtąd dostałem się do Pensylwanji, gdzie nietylko uzyskałem swobodę,