siłą, gdy nagle sternik Howick szepnął cicho z niepokojem w głosie:
— Podnieście no w górę wiosła, chłopcy, zdaje mi się bowiem, że wieloryb poczuł nas wreszcie, oddycha bowiem teraz znacznie wolniej, aniżeli przed chwilą.
— Cicho, Howick! nio czas teraz na robienie uwag i spostrzeżeń. Trochę już za późno na to. W obecnej chwili naszem staraniem jedynem winno być to tylko, ażeby zbliżyć się do ssaka z jego lewego boku, by tym samym mieć możność ugodzenia go harpunem wprost w serce — cierpko powiedział kapitan.
W milczeniu opuścili wioślarze wiosła, zaś Howick manewrować tak zaczął łodzią, by po dużem kole zbliżyć się niepostrzeżenie do lewego boku wieloryba. Kapitan Hull stał na przodzie łodzi na wyprężonych jak stal nogach, z podniesionym w górę harpunem w ręku, w każdej chwili gotowy do zadania śmiertelnego ciosu.
Howick po nad to zwracał nieprzerwanie najbaczniejszą uwagę na ogon kolosa, straszliwe uderzenie którego w jednej chwili w drobne drzazgi zamienić mogło łódkę.
Wieloryb wszelako trwał ciągle w spokoju, być może nie zauważył jeszcze niebezpieczeństwa, lub też je sobie lekceważył, co
Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/56
Ta strona została przepisana.