Trzeci atak zapowiadał się nad wszelki wyraz groźnie, zważywszy to przedewszystkiem, iż łódź w połowie była napełniona wodą, to znaczy iż utraciła swą, dawniejszą, łatwość zwrotów. — Kapitan Hull ze swą załogą, w obecnej chwili już nie o połowie, lecz o własnem jedynie myśleć musiał ocaleniu.
Lecz i tym razem Howickowi się udało uchronić łódź od rozbicia, wieloryb zdołał jednak otrzeć się swą, pletwą, o tył łodzi, przyczem uczynił to z taką, siłą, że Howick aż spadł z ławy, łamiąc swoim ciężarem drąg steru.
— Boże mój! — zawołał kapitan, widząc szalony upadek swego przyjaciela — Howicku, czy aby cały jesteś?... rąk lub żeber nie połamałeś sobie?
— Eh! mniejsza o to, gorzej, iż złamałem drąg steru.
— A zapasowego niema? Jeżeli jest, to zakładać go żywo, bo wieloryb do nowego szykuje się ataku!
W tejże chwili w pobliżu łodzi woda silnio zawrzała i z odmętu mały się wynurzył wieloryb. Gdy go matka ujrzała, jednem potężnem uderzeniem ogona zbliżyła się do niego.
Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/62
Ta strona została przepisana.