ścierały się ze sobą. Wszystko to wskazywało, że burza już gdzieś szaleje, na zachodzie najprawdopodobniej, lecz że jeszcze nie nadeszła. To wszystko, co było dotychczas, a co tak już przerażało ogromnie nie obeznanych z morzem murzynów, to był jedynie tak zwany „świeży wiatr“ według określenia doświadczonych wilków morskich.
Dwa tygodnie przeszło trwało na statku pełne gorączki życie, krążąc obłędnie pomiędzy obawą śmierci, a nadzieją. „Pilgrim“ w czasie tym nieprzerwanie płynął wciąż przed siebie i przed siebie, w jednym i tym samym kierunku: — na wschód... jak się Dickowi wydawało.
I coraz większe ogarniać go zaczynało przerażenie. Według jego obliczeń, ląd powinien był być już oddawna, Dick wypatrywał go bezustannie, a tymczasem dni mijały za dniami, a tak samo jak za statkiem, tak i przed nim — był ocean tylko.
— Czy my, Dicku, jesteśmy bardzo jeszcze oddaleni od brzegów? — zapytywała codziennie, nie domyślająca się jeszcze niczego pani Weldon.
I Dick co dzień był zmuszony do dawania jednej i tej samej odpowiedzi:
— To, że nie jesteśmy już u brzegów Ameryki, jest dla mnie absolutnie niezrozu-
Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/77
Ta strona została przepisana.