Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/94

Ta strona została przepisana.

bezwolną Igraszką wichru i fal, lecz płynął pod żaglami, w pożądanym kierunku!
Po upływie paru dni pogoda jednak znów się zmieniła na gorsze. Barometr ponownie opadać zaczął, a siła wiatru się wzmogła.
Lęk ogarnął Dicka. Czyżby los jeszcze jedną kazał im przetrwać burzę?
Siła wiatru wzmagała się jednak bardzo powolnie, fale również były o wiele mniejsze. I tak trwało dni parę.
Aż nakoniec dnia 6-go marca, Herkules, obdarzony z natury wyjątkowo dobrym wzrokiem, zawołał drżącym z radości głosem:
— Kapitanie, ziemia! Teraz już Amerykę mamy przed sobą napewno!
— Dick spojrzał. W dalekościach widniało wybrzeże, lecz nad wszelkie spodziewanie — płaskie, bez śladu gór. Być może iż mgły przysłaniały wysoki łańcuch Andów i z tej przyczyny nie było ich widać jeszcze?
„Pilgrim” płynął wprost ku lądowi temu, to też rósł on w oczach. Pobrzeże wszelako wbrew nadziejom zdawało się być zupełnie pustynne, bez śladu ludzkich siedzib. Nie było również ani zatoki, ani ujścia rzeki, do której wpłynąćby można.
Co gorsza, okazało się, iż brzeg jest skalisty, poprzedzony licznemi rafami, o które z szumem rozbijały się fale. Z przyczyny