nie wystarczającej ilości żagli, Dick nie miał możności skierowania „Pilgrima“ na pełno morze, ażeby szukać dogodniejszego miejsca dla wylądowania, zwłaszcza iż wiatr z siłą wciąż wzrastającą pędził statek wprost na wybrzeże.
Nie było innego wyjścia. Trzeba było lądować!
Dick długo się wpatrywał w nieprzerwanie ciągnący się rząd raf i wysoko w górę wystrzelających z morza skał, a następnie w milczeniu, z pochyloną głową, wrócił do rudla, przy którym jego obecność była już niezbędna, ponieważ „Pilgrim“ nie więcej jak o milę był od brzegu oddalony.
Pani Weldon, Janek i inni w milczeniu spoglądali na niegościnne wybrzeże, gdy wtem drgnęli wszyscy.
To Dingo wyć zaczął przejmująco.
— Co to się ma znaczyć? — z przestrachem, instyktownie zniżając głos, zapytała pani Weldon — dlaczego Dingo tak żałośnie i długo wyje, patrząc na ten brzeg? Czyżby był on już tutaj kiedykolwiek?
— Albo przeczuwa nieszczęście — zrobił uwagę stary Tom — pamięta pani, jak wył, w chwili odjazdu kapitana Hulla? Zwierzęta więcej wiedzą od nas i niech nas Bóg ma w swej opiece.
Strona:Jules Verne - Piętnastoletni kapitan.djvu/95
Ta strona została przepisana.