Strona:Julian Ejsmond - Żywoty drzew.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.

A gdy nastało lato i czas wielkich burz, pioruny — tak bezlitosne wobec wielkości dębów, topól czy mrocznych sosen — nie tykały smukłej choiny. Może była dla nich zbyt mała i zbyt bliska ziemi, a może wdzięczna postać drzewa zmiękczyła nawet twarde, lecz złote serca piorunów.

Ale dzieje naszej choinki nie składały się z samych radości, tak zresztą, jak dzieje wszystkich drzew, w których szumie ludzie mogliby nieraz słyszeć łzy, gdyby ludzie słuchać umieli.

Po długiej i surowej zimie przyszła wiosna nagła i dziwnie gorąca. Świat zdawał się tajać w oczach, jak kochające serce.
Ledwie strumienie leśne poczęły swoją srebrną pieśń, a już zbudziły się dokoła ptaszęce śpiewania, terkotania i świegoty, szczebioty i kwilenia, gwizdania, kląskania, pokrzyki...
W choince zatętniły szybciej i goręcej młode soki, które są tem dla drzewa, czem