Strona:Julian Ejsmond - Żywoty drzew.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

potoku rwącego w przepaść, gniewny ryk niedźwiedzia albo gromu i podobny do przeciągłego grzmotu pojęk zakochanego jelenia.
Pierwszy z tych głosów był samą rozpaczą, drugi — tęsknotą, trzeci — wściekłością, czwarty zaś, choć głosił kochanie, pełen był śmierci...
Rozpacz, tęsknota, gniew i groźna miłość spotykały się w jesienne zimne wieczory w blasku gwiazd, w mroku Karpackiej puszczy, „pod umówionym jaworem“.
Wicher daremnie szalał, chcąc przełamać lub zgiąć śmigły i przedziwnie prosty pień drzewa: rozpacz była bezsilna wobec jaworu.
Potok daremnie rzucał się w otchłanie, chcąc pociągnąć za sobą ogromne drzewo ku radosnym, pełnym słońca dolinom: tęsknota była bezsilna wobec jaworu.
Niedźwiedź próżno darł w furji gładką korę drzewa i kąsał pień, gdy schwytany w wilcze żelaza usiłował uwolnić się z ich okrutnych szczęk, lub kiedy dogorywał zraniony strzałem kłusownika. Piorun, dra-