Powoli, bardzo powoli, przemyślnie i ostrożnie potok, rwący w otchłań, począł podmywać korzenie jaworu.
Powoli, bardzo powoli, wytrwała woda strącała wdół grudki ziemi, kamyki, grudy ziemi, kamienie... Aż obnażyły się zdrowe korzenie drzewa, ongi głęboko w serce ziemi wrośnięte i krzepko trzymające się gleby, teraz sprężone, jak ramiona atlety w ostatecznej rozgrywce walki...
Góry, strzelistemi świerkami porosłe, dymiły dokoła siwą kurzawą chmur. Po roztokach pełzały mgły.
Czarno-zielona, spieniona rzeka pędzi przed siebie. Po omszałych zwałach pni i spiętrzonych kamieni rwie ku niej dziki potok stromem korytem. I szumi, i szaleje, i skacze po zbutwiałych kłodach drzew, które też kiedyś szumiały i żyły...
Do potoku spływają leśne strumyczki; prześlizgują się, jak srebrne węże, pod zmurszałemi pniami, ryją się pod czarnemi korzeniami, jak krety, ślizgają się po