może. Trwa — choć mu z pod stóp wyrwano ziemię.
Dokoła złamane, zdruzgotane wiekiem kolosy sterczą w martwym bezruchu, jakimś cudem powstrzymane w upadku nad przepaścią... Porasta je mech zielony, siwy porost i paproć pierzasta. Są umarłe, a jednak wiszą u skraju pełnej mroku otchłani.
Jawor jest żywy: rośnie i chce rosnąć jeszcze w tym mateczniku górskim długie lata. A tu szalony strumień, lecąc wdół, przez omszałe kamienie i drzewny łom, pod arkadami zwalonych kłód śpiewa rozgłośnie:
„Jaworze! nie pozostaniesz tu na górach, zawieszony w powietrzu!“
Słowa te powtarzają szeptem źródła perliste, sączące się z mchu, jak łzy gór.
Ale woda niezawsze przyszłość zgaduje.
Był mglisty dzień. Chmury ciężarne ulewą słaniały się w dole. Szare mgławice czepiały się stromych stoków... Lekkie