Strona:Julian Ejsmond - Żywoty drzew.djvu/7

Ta strona została uwierzytelniona.



Był jeszcze młody. Liczył dopiero pięćset lat. Co wiosna stawał w złocistej łunie młodych listków. Co jesień przybierał dostojną barwę starego bronzu. Wieki mijały dla niego, jak słoneczne dni, lata przelatywały nad nim, jak szybkie ptaki, migały dnie, jak polotne motyle...
Urodzony w sercu dziewiczej puszczy pochwycił szumny i dumny ton jej odwiecznej pieśni, a gdy dawna puszcza poległa pod ludzkim toporem — zachował ten szum królewski w swojej wyniosłej koronie i śpiewał ziemi i niebu o radościach wolnej kniei, niepokalanej złą stopą człowieka.
Jeślibyś stanął pod nim i przymknął oczy — zdawałoby ci się, że szumi nad tobą cała puszcza, dawno zrąbana. A to tylko głos umarłej puszczy przetrwał w poszumie wiernego drzewa.