na pytanie: kim jest współczesny Jonasz, współczesny prokonsul, współczesny Hamlet, współczesny buntownik, w czym przejawia się jego współczesność, dlaczego ciągle jest na etapie decyzji, wyboru, rozstrzygania? Dlaczego nie potrafi włączyć się w nurt życia, ale bezustannie „spuszcza oczy”? Herbert jest mądry, przeraźliwie mądry. Jest ostatnim Stańczykiem naszej poezji.
Poezja Herberta mówi o „trudnościach wyborów moralnych i praktycznych w życiu, o ograniczonym, a nie absolutnym sensie naszego etycznego postępowania”[1]. Nikt bardziej przejmująco i autentycznie nie przedstawił dramatu nieufności do świata, który „nie ma dalszego ciągu” (Moje miasto) i który musi być sprawdzony, opukany ze wszystkich stron. Niejasność celów, zwężenie ścieżek prawdy — oto, co czyha na tego, który chce podać rękę. Ale kto jest „doskonale obiektywnym”, nie podaje ręki, rozmawia z daleka, sam siebie skazuje (może to raczej wybawienie?) na nieme uczestnictwo, pozwala łagodnie przepływać strumieniom historii. Zbigniew Herbert zachował, jako jeden z nielicznych, postawę stoika-prześmiewcy, który przechadza się po dziedzińcu cesarza.
1972 r.
- ↑ J. Trznadel Kamienowanie mądrości, „Literatura” 1972, nr 47, s. 7.