stawy. Niektóre postulaty mogą być uznane za nierealnie optymistyczne, a odpowiadające im zarzuty — za krzywdzące. Chwilami mówimy więc o literaturze tylko możliwej, nie zaś istniejącej. Działalność krytyczno-literacka powinna jednak — tak nam się zdaje — zawierać ziarnko utopii.
Nie chcemy się usprawiedliwiać: uprzedzamy jeszcze jeden zarzut. Jasno wypowiedział to Eliot: „Kiedy o poezji mówi lub pisze poeta, ma on po temu pewne szczególne kwalifikacje i równie specyficzne ograniczenia. [...] A przecież przypuszczam, że wypowiedzi krytyczne poetów [...] interesują nas głównie dlatego, że niezależnie od rzekomego celu poeta podświadomie zawsze będzie się starał bronić tego gatunku poezji, jaki sam uprawia, lub będzie postulował założenia, na których chciałby się oprzeć. Szczególnie poeta młody, czynnie zaangażowany w walkę o tego rodzaju poezję, jaką sam pisze, widzi poezję dawną przez pryzmat własnej, tak że przesadna będzie zarówno jego wdzięczność wobec poetów, od których się czegoś nauczył, jak i jego obojętność wobec tych, których cele były odmienne od jego własnych. [...] W sumie to, co pisze o poezji, należy oceniać w świetle poezji, jaką pisze“[1]. Książka ta nie powstawała w próżni. Jej sojusznikami i zarazem surowymi „recenzentami” byli nasi koledzy i przyjaciele, uczestnicy ciągle trwającej dyskusji.
- ↑ T. S. Eliot. Muzyka poezji w: Szkice krytyczne, Warszawa 1973, s. 15—16.