nymi. Przebąkiwano więc, że czasy nasze przypominają przełom dziewiętnastego i dwudziestego wieku, pisarze (Kuśniewicz, Wojciechowski) i historycy literatury usadowili się w tamtym okresie (dlatego tak dobrze wzajemnie się rozumieją). Ale jest to diagnoza chybiona. O naszym czasie jak dotąd powiedzieć można co najwyżej, że charakteryzuje go niezdolność do wytworzenia własnej diagnozy. Romantyczne przesilenie, kryzys wartości, dekadentyzm i pesymizm Młodej Polski nie odpowiadają chaosowi naszych czasów. Chaos ten jest przede wszystkim chaosem niewiedzy, zagubienia się w skrajnościach, których jeszcze nie umiemy myślowo uporządkować. Nie można przy tym porównywać chaosu świata z chaosem niewiedzy, gdyż każdy z nich mieści się na innej płaszczyźnie. Zbyt łatwa to analogia, gdy tyle nowych elementów wzbogaciło i skomplikowało naszą sytuację.
W gmachu kultury, jeśli nań patrzeć od strony jego funkcji wytwarzania samowiedzy, jedno z pierwszych miejsc zajmują literatura i sztuka. Czerpią one bezpośrednio z doświadczenia, stykają się z potoczną świadomością, ulegają jej lub z nią polemizują. W pobliżu znajdują się takie nauki jak socjologia czy psychologia, które obok własnego poznania, już bardziej wąskiego, korzystają w pewnym zakresie z usług literatury i sztuki, oddychają powietrzem masowej kultury, posługują się opiniami dziennikarskimi i publicystycznymi i znowu częściowo pozostają pod ich wpływem i urokiem, częściowo zaś je korygują. Jest wreszcie filozofia, która w sposób najbardziej dojrzały — co nie znaczy najlepszy — osądza swoją epokę. Żadnego z elementów tej konstrukcji nie można zredukować do innych, wszystkie są nie do zastąpienia.
Co stało się ze sztuką? Malarze odchodzą od malarstwa sztalugowego, uprawiają sztukę konceptualną, przejmując cudzą diagnozę cywilizacyjną. Nasi artyści, naprzód zafrapowani happeningiem, teraz sztuką konceptualną, ciągle zachowują się tak, jakby ich obowiązkiem było szokowanie sytego, pogrążonego w błogim poobiednim bezruchu społeczeństwa. Zachwycają się różnego rzędu destrukcją, jakbyśmy mieli już co niszczyć. Jest to działanie po omacku, wynikające z zupełnej dezorientacji, napotyka ono zresztą całkowity brak recepcji.
Strona:Julian Kornhauser, Adam Zagajewski - Świat nie przedstawiony.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.