licza, związane z dwoma okresami twórczymi: z Aktem urodzenia i złożonym do druku Organizmem zbiorowym. W pierwszym tomie autor traktował krytycyzm jako poddanie w wątpliwość społecznej jednomyślności. Dokonywał tego poprzez językowe mistyfikacje: wzajemne zaprzeczanie znaczeń, oksymoroniczne związki, fałszywe etymologie, opisy dążące do ukazania bezsensu sytuacji. Rzeczywistość istniała tylko jako weryfikatorka tej ironicznej i paradoksalnej sondy języka, a sen, który był jedynym autentycznym, bo własnym światem, oddawał bez wahania wszystkie swoje urojone spięcia. Wiersze umieszczone w drugim tomie odznaczają się już krytycznym ujęciem obrazu rzeczywistości. Język nie jest w nich głównym przedmiotem analizy, podejmuje teraz funkcję pomocniczą, wyostrzającą rzeczywiste konflikty, które „weryfikować” może — odwrotnie niż przedtem — świat snu. Tak jak w Akcie urodzenia wiersze naśladowały schematyczne zwroty językowe, nawiązywały do rzeczywistości poprzez poetycko i przewrotnie ujęte slogany („z podejrzliwą ufnością patrzy na mnie oko ulicy”) * * * rezygnującemu z każdej poczekalni...), tworzyły osobny świat językowy, to w Organizmie zbiorowym rzeczywistość istnieje jako imitacja konkretnych wiadomości „z życia”, informacji prasowych i telewizyjnych, haseł propagandowych i reklamowych („Od 20 maja każdego roku na łowiskach śląskich trwa sezon polowań na sarny i kozły”) (Przed okresem rui). Pojawiają się wiersze, które wątpienie zmieniają w oczekiwanie. Budują pewną całość, ryzykują opis określonej sytuacji społecznej (wiersz Ci, którzy), z którym można podejmować dyskusję, częściej unikają zaskoczeń językowych typu: „Kto się przecenia — będzie przeceniony”, które są właściwie znakomitymi aforyzmami, na rzecz ironicznych stwierdzeń w rodzaju: „Jak stwierdził uczony, jedna krowa może skonsumować przeszło 80 stron pociętych w paski gazet dziennie”, głęboko przeżytych wydarzeń politycznych i osobistych, splecionych ze sobą w nierozerwalną całość (Podróż pośmiertna).
W poprzednich wierszach Krynicki nie posługiwał się trybem oznajmującym, gdyż — jak stwierdziłem — daleki był od nazywania zaskakującej go rzeczywistości, wystarczała mu urywkowość obrazów kopiujących zagmatwaną wizję snu.
Strona:Julian Kornhauser, Adam Zagajewski - Świat nie przedstawiony.djvu/183
Ta strona została uwierzytelniona.