Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/106

Ta strona została przepisana.

magającą, a przecież, jak zauważył dziś, staranną. Nareszcie pozbył się tej zmory, która trapiła go zawsze, gdy miał powracać do domu, tej myśli, że czeka go zimne, kawalerskie mieszkanie, nieprzytulne, sztywne i obce...
Teraz wypadało zaprowadzić dalsze reformy w życiu swojem, a więc poszukać zajęcia i w tym celu chciał się poradzić Karola Holcmana.
Z tem postanowieniem, zapłaciwszy za obiad, poszedł do kawiarni, gdzie go się spodziewał zastać.
Ponieważ było jeszcze zawcześnie, jak na ogólne zebranie jego stałych towarzyszów, więc też nie zdziwił się, zastawszy pusty stół w kawiarni. Ale nim zdołał obstalować pół czarnej, we drzwiach ukazał się »Wujo« kochany, ubrany jeszcze po myśliwsku.
Zaraz podbiegło do niego kilku kelnerów, bo, zdaje się, każdemu z nich obiecał po zającu, jak wróci z polowania.
— Oho, — pomyślał Anatol, — te obiecanki będą wuja kosztowały drogo.
Nie wątpił, że zaopatrzy się poczciwy blagier w odpowiednią ilość zwierzyny za Żelazną Bramą.
Serdecznie ucałował Kowalski z dubeltówki Anatola i szeroko a głośno opowiadał, przysiadłszy się do niego, przygody myśliwskie,