Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/112

Ta strona została przepisana.

cała kuchenna zastawa była zupełnie wystarczająco skompletowana.
Na drugi dzień z samego rana posłaniec przyniósł zająca najwidoczniej dopiero co w halach targowych kupionego, z łebkiem obwiniętym gazetą.
Chociaż obiad miał być dopiero o drugiej, Kowalski już o pierwszej był w kuchni, dowiedział się, że pana jeszcze niema i grzecznie przeprosiwszy Antoninę, zdjął marynarkę, zakasał rękawy i zabrał się do przyrządzania zakąsek z zapasów, przyniesionych ze sobą, Antonina z ciekawością obserwowała jego wprawne ruchy przy czynnościach kucharskich oraz doświadczenie w tym kierunku. Naturalnie przez cały czas stary lowelas emablował i bawił rozmową swoją chwilową koleżankę. Widziała pierwszy raz sałatę z pomidorów z cebulą, polaną obficie kwaśną śmietaną. Wujo widząc jej zainteresowanie się jego pomysłu sałatką, objaśnił:
— Znana w Warszawie i na prowincji pod nazwą à la Kowalski.
Namówił ją, aby spróbowała tego przysmaku, a przedtem wmusił w nią kieliszek koniaku, którego butelkę przyniósł ze sobą.
Zapanowała między nimi wnet znakomita komitywa.
Zanim zjawił się sam gospodarz, stół przy-