Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/116

Ta strona została przepisana.

mów mi »Wuju«. Zresztą mnie tak cały świat nazywa.
Na taki układ Antonina dała się namówić, ale po wypiciu przez rękę, powstała nowa kwestja o przypieczętowanie braterstwa pocałunkiem. Napastowana uciekała zwinnie koło stołu, ale stary wytrwale gonił swoją ofiarę, aż zaróżowiona i roześmiana, cała znalazła się w jego potężnych objęciach.
— Moja droga, — tłómaczył jej, — mógłbym być twoim ojcem, jestem tak stary, i nic ci się złego nie stanie, jak się pocałujemy.
Na takie dictum, rozbrojona zupełnie dała staremu buzi z dubeltówki ku uciesze Anatola, który śmiał się jak dziecko i klaskał w dłonie.
Postanowiono przejażdżkę w aleje. Antonina wymawiała się od towarzyszenia im, tłómacząc się, że musi posprzątać po obiedzie, ale oni nie chcieli nawet słyszeć o zostawieniu jej w kuchni i zabrała się do szykowania się do wycieczki.
Na razie Anatol zakłopotał się, że biedaczka niema kapelusza, ale wnet okazało się, że ma jakąś skromną kapelusinę, z daleka nawet nieźle się prezentującą.
Kiedy w lustrze poprawiała sobie włosy, aby włożyć kapelusz, Anatol patrzał na nią