Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/120

Ta strona została przepisana.

kich razach, panie pożegnały się zimno i z rezerwą, a panowie serdecznie i z wylaniem. Wuj schwycił pod rękę swoją »ofiarę«, jak o niej mawiał Anatol, i znikli wnet w ciemnościach bocznej ulicy. Stefanowski z Antoniną szli jedno obok drugiego.
On podniósł kołnierz paltota, bo zimno stawało się przenikliwe, a ona przeciwnie, rozpięła żakiet zaczerwieniona i rozgrzana obfitością wrażeń i paru szklankami szampana. On bardzo był zadowolony z przepędzonego dnia i tęsknił teraz znużony do ciepłego łóżka. Zerknął na towarzyszącą mu dziewczynę i zauważył, że obserwowała go również z pod oka, ale gdy spostrzegła, że on zwrócił na nią swój wzrok, opuściła spojrzenie raptownie na ziemię, jakgdyby nigdy na niego nie patrzała, a jedynym punktem jej obserwacji były noski za dużych trochę pantofli, które bez przymiarki kupiła jej na życzenie Anatola pani dzierżawcowa.
Gdy mijali krąg światła latarni, widział jej zaróżowione policzki, cień wąsików pod niezbyt foremnym nosem i podniesione w górę brwi czarne, jakby zdziwione.
Elle a du chien, — potwierdził uwagę o niej Kowalskiego.
Za chwilę wchodzili po ciemku na schody. Anatolowi zdawało się, że jego towarzyszka