Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/125

Ta strona została przepisana.

Anatol słuchał z zajęciem nadzwyczajnie ześpiewanych zespołów, pełnych kontrapunktycznych niespodzianek i charakterystycznych murzyńskich synkop. Patrzał na zgrabne ewolucje i tańce i szczerze oklaskiwał pracowicie i z namaszczeniem wykonywujących swe role murzynów. Zwłaszcza stosował oklaski do jednej zabawnej murzyneczki, która widząc jego ku sobie życzliwość, do ich loży kierowała specjalnie swoje ukłony i rzucane w powietrze całusy.
Te smętne melodje murzyńskiego chóru, obudziły w nim dawne, dalekie wspomnienia...
Zdawało mu się, gdy zamknął oczy, że to nie zgiełk pijackich głosów, nie gwar rozbawionej gawiedzi, lecz trzask trącających się o siebie badyli suchej taknary (rodzaj trzciny) i szum dalekiego oceanu... A chór murzyńskich głosów śpiewał »Old Kentucky home«.
O młodości, czemu tak prędko umierasz i czemu pamięć o tobie tak długo zostaje żywa...
Po produkcjach murzyńskich nastąpił występ dwóch klownów znakomicie przebranych za świnie, Kądzielski był nimi zachwycony.
— O, widzisz, z nimi z przyjemnością zjadłbym wspólnie kolację, ale pod warunkiem, żeby w przebraniu przyszli do loży.
Gdy Anatol zauważył, że przez ganek idące