Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/127

Ta strona została przepisana.

aby zasunął na chwilę firanki i zdjęła ze siebie niby gniewając się na mężczyzn, że patrzą w jej stronę, zmoczoną winem bieliznę.
Anatol skorzystał z tego, że firanka zasłoniła ich od reszty widowni i całował wypukłe, mięsiste wargi czarnej swej sąsiadki. Zamknąwszy oczy, upajał się wspomnieniem takich samych ust gorących i soczystych, ust biednej opuszczonej Moniki, córki byłej niewolnicy i wdychając charakterystyczny zapach murzyńskiego ciała myślał sobie, skąd powstał przesąd, że ten zapach jest taki nieznośny, gdy jego tymczasem upajał, jak haszysz, i w pamięci ukazywał mu jak w kalejdoskopie szereg spotkań z taką, jak ta, którą teraz tuli w objęciach, czarną dziewczyną, w cieniu rozłożystych liści banana, lub pod szerokimi konarami piniora.
Z tego upojenia wspomnień młodości obudził go podniesiony gniewem, znajomy dobrze głos.
Ktoś na dole wymyślał głośno, snać nie panując już nad sobą, po rosyjsku. Ku niezmiernemu swemu zdziwieniu wszyscy trzej przyjaciele odgadli, że głos ten należy do Karola Holcmana, którego już dawno takim nie widzieli.
Wszyscy trzej zbiegli prędko na parter i tam ujrzeli Karola, stojącego koło stolika z ofice-