Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/131

Ta strona została przepisana.

szy na niego zaraz się z powrotem położyła spać.
Na drugi dzień obiad z wujem nie był już tak wesoły, jak dnia poprzedniego. Przedewszystkiem Antonina była jakaś poważna, jakby smutna i wcale z kuchni nie oddalała się, chyba dla przyniesienia wazy lub półmisków do pokoju. Na żarty i przycinki wuja odpowiadała monosylabami, przymuszając się najwidoczniej do uśmiechu.
Kiedy wieczorem wychodził na kolację do restauracji, Antonina zagadnęła go, czy nie zostałby w domu, gdyż przygotowała mu smaczną wieczerzę. Podziękował jej za dobre chęci, ale już niestety umówił się ze znajomym, który miał mu nastręczyć posadę, że wspólnie zjedzą kolację. Antosia zrobiła smutną minkę i dodała:
— A szkoda, takie dobre jedzenie.
Anatol poszedł, ale postanowił już stale odtąd wieczory spędzać w domu.
I tak Stefanowski, znany »knajpiarz« i »storczyk kawiarniany« stał się domatorem.
W tym czasie dostał też słabo płatne, ale też nie wymagające wiele pracy zajęcie.
Podjął się uporządkowania bibljoteki po zmarłym magnacie i zajęcia stanowiska »dyrektora«. Zajęcie to absorbowało go parę go-