Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/141

Ta strona została przepisana.

silnego wrażenia, jak teatr. To też zdawała się być w nietęgim humorze i podczas gdy baletnice szczebiotały bez przestanku, ona zachowywała milczenie, uśmiechając się czasem z wyraźnym przymusem.
Czy uważała się za coś wyższego od zaproszonych baletnic, czy może bała się wyrwać z jakiemś głupstwem?
Gdy wracali piechotą do domu, Anatol prowadził ją pod rękę, a ona całą drogą medytowała nad tem, ile co kosztowało w kabarecie i dlaczego tak słono wypadł rachunek. Robiła wymówki Stefanowskiemu, że niepotrzebnie wyrzucił tyle pieniędzy i że trzeba było iść wprost z teatru do domu. Przytem zwierzała się, że dziewczęta jej się nie podobały, a szampan wytrawny jej nie smakował; daleko lepsza była woda sodowa z sokiem w teatralnym bufecie. Biedaczka czuła się znużoną, śpiącą i mocniej oparła się o rękę swego prowodyra, przyciskając się ufnie do jego ramienia.
Gdy wchodzili na schody, Anatol objął jej wiotką kibić w pasie i tak prowadził na górę. Nagle obejmując dziewczynę prawą ręką, lewą schwycił ją za podbródek i swą roznamiętnioną twarz przybliżył do jej dyszących żądzą pełnych warg. Stali tak chwilę, wyczuwając wzajemnie swe przyspieszone oddechy.