Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/142

Ta strona została przepisana.

Ona niby starała się swemi wiotkiemi, jak z waty rękami odepchnąć go od siebie, trwało to jednak jedną sekundę i wreszcie objęła go obu rękoma za szyję i wcałowała się pożądliwie w jego usta. On wyczuwał na swem łonie rozgniatane w potężnym uścisku jej drobne choć trochę już wiotkie piersi. Łaskotanie jej chłopięcych wąsików podniecało w nim zwierzęce instynkta, przestawał panował nad sobą, ręka jego na pół przytomnie błądziła po zapiętej na zatrzaski bluzce... Gdy wtem na dole dały się słyszeć czyjeś kroki. Ciężko dysząc, oderwali się od siebie i poszli dalej; przestraszony kot popatrzył na nich zielonemi ślepiami i uciekł w szalonych susach. Gdy weszli do kuchni nie patrzyli sobie w oczy. Anatol uczuł na sercu jakiś niewytłómaczony ciężar i smutek; gdy spojrzał w oczy swej towarzyszki, wyczytał w nich jedynie upojenie i pełną radość...
Gdy podawał jej rękę na dobranoc, udając się do pokoju, ona gwałtownie nachyliła się i tę rękę pocałowała. Stało się to tak szybko, że nie zdążył się od tego uchylić.
Gdy zasypiał, usłyszał, jak klucz obrócił się od drzwi kuchennych w zamku.
Uśmiechnął się pobłażliwie.
Po chwili za drzwiami dały się słyszeć stąpania bosych nóg po podłodze.