Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/143

Ta strona została przepisana.

Tej nocy zbudziło go gwałtowne pukanie do drzwi, prowadzących z pokoju do kuchni.
— Kto tam?... zapytał zaniepokojony.
Usłyszał wnet głos Antoniny:
— Ktoś się dobija do nas!
Anatol nasłuchiwał chwilę, wreszcie wstał, włożył pantofle nocne, ubrał się w szlafrok i chciał otworzyć drzwi do kuchni, ale te były na klucz zamknięte. Trochę zniecierpliwiony zawołał:
— No, proszę otworzyć z klucza.
Klucz zgrzytnął w zamku, ale dopiero po pewnej chwili, jakby wahania. Gdy wszedł do kuchni pociemku natknął się na ciepłą ze snu dziewczynę, stojącą na progu. Zapalił światło. Była tylko w koszuli; w jej oczach widniała obawa połączona z jakąś figlarną przekorą.
Anatol spojrzał na drzwi od sieni i zmarszczywszy brwi zapytał:
— Kto tam?
Powtórzył raz jeszcze zapytanie, ale odpowiedzi nie było.
Podszedł blisko do drzwi od sieni i nasłuchiwał, zdawało mu się, że gdzieś na dole usłyszał ciche kroki, ale nie był pewny, czy to nie złudzenie słuchowe wśród nocnej ciszy.
— Pewnie sobie poszedł, — zauważyła Antonina.