Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/152

Ta strona została przepisana.

Anatol chętnie się doń przysiadł i zapewnił go, że nie pamięta wcale dziecinnych swoich mrzonek i przyznaje dziś szwagrowi rację w tem, co niegdyś od niego słyszał, a co go wtedy oburzyło.
— A to się Jadźka ucieszy, gdy się dowie, żem cię nareszcie złapał, — powiedział naprawdę uradowany. Nie mogłem cię nigdy znaleźć. Adresu twojego nie miałem, nie wiem, gdzie bywasz, do zajęcia żadnego nie chodzisz...
— Owszem, teraz mam zajęcie, — przerwał mu. Ale mogłeś się spytać mojego dzierżawcy.
— To było niemożliwe, — zawołał szwagier, — nie rozmawiam z tym bydlakiem. Zresztą on by mi nie powiedział, bałby się, abym się z tobą nie spotkał i przy sposobności nie opowiedział ci, jaką to on dewastacyjną prowadzi gospodarkę.
— Tego to ja się domyślam, nie jestem taki naiwny, jak ci się zdaje. Już mi te dawne mrzonki wywietrzały z głowy. Ha, ha, chciałem stosować demokratyczne reformy do moich chłopów, nie poznawszy ich przedtem gruntownie. Dopiero z czasem sądzonem mi było się przekonać, że nasi chłopi to najzacofańszy element, pełen kastowo‑majątkowych przesądów i arystokratycznych narowów. Przecież