Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/154

Ta strona została przepisana.

uważył, że latarnie już się palą na ulicach, tak przeciągnęła się rozmowa z dawno niewidzianym szwagrem.
W przedpokoju na wstępie służąca, Joasia, zakomunikowała panu, że pani chora i leży w łóżku, spytała się, czy ma dla pana podawać odgrzany obiad, bo co do pani, to wcale nic nie jadła. Anatol odpowiedział dziewczynie, że jest już po obiedzie i zaniepokojony o zdrowie Antoniny, poszedł do sypialnego pokoju.
Zastał ją leżącą w ubraniu na łóżku, z głową obwiązaną mokrym ręcznikiem. Z troskliwością usiadł przy niej i wziął ją delikatnie za rękę, pytając, co jej jest. Wysunęła dość szorstko swoją dłoń z objęcia jego ręki i przez łzy odpowiedziała, że nic jej nie jest. Prosta rzecz, że ta odpowiedź nie zadowolniła go i dopytywał się dalej.
Po pewnych usiłowaniach udało mu się z niej wydobyć, że czekała z obiadem dość długo, »Wuj« też czekał, wreszcie musiała mu kazać podać osobno, sama nic w usta wziąć nie mogła, gdyż nie wiedziała, co się z nim dzieje. Pełna niepokoju, gdy się zaczęło już zciemniać, poszła dowiedzieć się w bibljotece, gdzie pracował do pierwszej zwykle, lecz tam dowiedziała się, że dawno był wyszedł. Mówiła łkając i nie mogąc wprost tchu złapać, że była już bliska rozpaczy.