Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/158

Ta strona została przepisana.

Joasia zdawała się współczuć swej nieszczęśliwej pani.
Rozdrażniony w najwyższym stopniu wybiegł na miasto kupić sobie walizkę.
W pierwszym lepszym sklepie kupił pożądany sprawunek i wróciwszy do domu, prosił, aby mu zapakowano trochę bielizny i na wszelki wypadek wizytowe ubranie. Na rano kazał sobie przyszykować na drogę sportowy garnitur.
— Może jedziesz z oświadczynami..., zauważyła ironicznie, ciągle jeszcze zgryźliwie usposobiona Antonina.
Choć go ta uwaga rozdrażniła, puścił ją jednak mimo uszu i wkrótce położył się spać, czując się znużonym nerwowem poirytowaniem i pochłonięciem większej ilości alkoholu z okazji spotkania dawno niewidzianego szwagra, a od wyskoku od pewnego czasu zdołał odwyknąć.
Obudził się skoro świt i na wstępie zdziwił się, że walizka leży na swojem miejscu, jak ją był wczoraj przyniósł i żadnych oznak przygotowań do jego wycieczki nie spostrzegł. Zdziwienie swoje wyraził słowami Antoninie, która była rozespana, jak nigdy i miała minę pełną pretensji, że przerywa jej sen. Musiał parę razy zapytanie powtórzyć, gdzie są rze-