Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/161

Ta strona została przepisana.

W głuchym gniewie zacisnął pięści. Jednakże zauważył, że niema powodu ukrywać się i wyjrzał znów z okna w chwili, gdy doń zaglądała Antonina. Spojrzał na nią groźnie, zmarszczywszy brwi, gotów do walki. Tymczasem ona, z zapuchniętemi oczami, z zawiniątkiem jakiemś w ręku uśmiechała się, zmuszając się do tego najwidoczniej, gdyż łatwo to skrzywienie ust wziąć można było za zbliżający się paroksyzm płaczu.
— Zapomniałeś wziąć ciepłej koszulki, a tu taki mróz, więc masz; — podała mu zawiniątko.
Zdziwiony przyjął pakiecik i wymamrotał podziękowanie.
— Zatelefonowałam do »Wuja«, z jakiego dworca jedzie się do twojej siostry i, chwała Bogu, zdążyłam. Do widzenia.
Niby uśmiechnęła się i chusteczką otarła łzę, odwróciła się i wolno szła z powrotem.
Siedzący w przedziale szwagier, zaintrygowany rozmową Stefanowskiego, wychylił się również przez okno i zapytał zaciekawiony, co to takiego.
Anatol, nie patrząc mu w oczy, odpowiedział, że to służąca mu przyniosła coś, co zapomniała mu zapakować.
Wyjrzał jeszcze raz na peron, ale Antoniny już nie było.