Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/173

Ta strona została przepisana.

Całe grono słuchaczów, nie wyłączając Kozarskiego, wybuchło śmiechem.
— Otóż, — ciągnął zachęcony powodzeniem i maskując dalej niesłychaną powagę, — jeżeli tak, zdawałoby się pewne i konkretne kategorje nie podlegają dowiedzeniu, to jakżeż można się zajmować daleko bardziej oderwanemi zagadnieniami, niż to, czy wino postawione dla odstania się zamieni się w ocet, czy w godny królewskiego podniebienia nektar.
Zdziwił się Anatol, gdy zauważył, że profesor zabiera się do sporu naukowego z kpiarzem.
— Chodzi o to, kochany panie, — podjął Kozarski. — że nauka z punktu zajęła fałszywe stanowisko wobec człowieka. Zajęła się ona badaniem tych właściwości jego, które w gruncie rzeczy nie stanowią istoty człowieka. Zbadali jego anatomję, zbadali fizjologję, starali się przekonać, w jakich warunkach może najlepiej egzystować, ile potrzeba mu tlenu, ile białka, tłuszczu, węglowodanów i t. d. W dalszym ciągu rozwiązują zagadnienia jego położenia na kuli ziemskiej, stosunku jej do innych planet i t. d. Bardzo pięknie. W ten sposób zdaje im się, że mogą na podstawie tych dociekań określić istotę człowieka. Ależ określenie to byłoby identycznem ze zrozumieniem, naprzykład, preludjów Szopena, jako